niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział VI

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Joego.

Powoli otworzyłam oczy, wokół mnie panowała zupełna ciemność i cisza. Czułam się tak, jakby ktoś wymazał mi z pamięci cały wczorajszy wieczór i noc. Nie pamiętałam zupełnie nic. Przetarłam delikatnie obolałe powieki, kiedy nagle wszystko do mnie wróciło. Momentalnie przypomniałam sobie każde zdarzenie po kolei i spojrzałam na leżącą obok mnie postać. Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. W końcu to Joe zajął się mną i zadbał o to, żebym wczoraj była spokojna i bezpieczna. Po prostu przy mnie był.
Poczułam mocny ból w plecach, spojrzałam na spore siniaki na przedramieniach i przejechałam delikatnie opuszkami palców po mojej twarzy. Wszystko tak cholernie bolało, czułam ból fizyczny i psychiczny. Łzy napłynęły mi do powiek i czułam wewnętrzną, kompletną pustkę. Wtuliłam się w leżącego obok Joego. Patrzyłam jak słodko śpi. Wtedy zaczęłam rozumieć, że cholernie mi się podoba jego twarz, ciało, a co najlepsze, zaczynam go poznawać od środka. Objęłam jego tors, kładąc głowę powyżej brzucha i zamknęłam oczy. Po chwili przeniosłam się w głęboki sen.
*4 godziny później.
Rano czułam, jak mocne promienie słońca przedostają się do moich oczu. Cholernie mnie to drażniło - kurwa mać - syknęłam, otwierając przy tym gwałtownie powieki.
- Księżniczka już nie śpi? - nagle poczułam przyjemny głos Joego, który uśmiechał się promiennie nad moją głową.
- Nie - odparłam - to kurewskie słońce musiało mi to utrudnić - mówiłam wciąż lekko podirytowanym tonem głosu. Poczułam delikatny pocałunek w czoło.
- Jak twoje rany? - rzucił, śledząc ze zmartwieniem całe moje ciało - nie wygląda to wszystko dobrze.
- I niestety boli identycznie, jak wygląda, a nawet gorzej - odparłam.
- Już nigdy nie pozwolę na to, żeby ktoś Cię tak potraktował - dodał ze zmartwieniem - szkoda, że ich tam nie zabiliśmy. Pierdolone skurwysyny.
- A ten strzał? - przypomniałam sobie wczorajszy wieczór - przecież... - Joe przerwał mi.
- Nic mu nie będzie, dostał w bezpieczne miejsce... niestety - syknął, lekko podnosząc się i patrząc mi prosto w oczy - gdyby coś jeszcze Ci zrobił, nie podarowałbym mu. Nigdy.
- Gorzej z Alice - dodałam - nie wiem, jak ona sobie teraz sama poradzi. Boję się, że Dylan nie będzie potrafił jej pomóc.
- Wszyscy jakoś dam radę, pomożemy jej - Joe znowu pocałował mnie w czoło i posłał lekki uśmiech w moją stronę - chodź, zrobię Ci śniadanie Ems.
- Obawiam się, że musisz mnie tam zanieść siłą - odwzajemniłam lekki uśmiech, robiąc cwaniacki wyraz twarzy. Joe zaśmiał się, zszedł z łóżka i delikatnie przerzucił mnie przez swoje ramię. Teraz zdecydowanie czułam się jak księżniczka.
- To co jemy? - zapytałam, patrząc się nadal w jego piękne, brązowe tęczówki.
- Mam nutellę, więc mogą być naleśniki - odparł, po czym spojrzał na moje oczy, które same mu odpowiedziały. Wziął się za robienie naleśników, a ja patrząc w czyste, niebieskie niebo odpaliłam szluga i mocno się zaciągnęłam. Po chwili zapach cudownego śniadanie ogarnął moje wnętrze, przymknęłam na ułamek sekudny oczy i delektowałam się zapachem. Zaraz po tym spojrzałam na talerz znajdujący się przede mną i uśmiechniętego Joego, który siedział po drugiej stronie - smacznego - odparł.
- Dziękuję i nawzajem - uśmiechnęłam się i wzięłam za jedzenie.
Joe co chwilę spoglądał na mnie, widziałam, jak dokładnie bada moją posiniaczoną twarz, ręce i zaszklone oczy. Szczerze mówiąc, łzy same napływały mi co chwilę do oczu. Widocznie nie miałam na to żadnego wpływu. Mimo, iż każda chwila z nim była cudowna, czułam w środku ogromny ból. Jednak Joe zdecydowanie potrafił sprawić, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
- Muszę zajarać - Joe sięgnął po paczkę papierosów i odpalił jednego, po czym skierował ją w moją stronę - myślę, że musimy się dzisiaj ze wszystkimi spotkać - kontynuował - trzeba zobaczyć, co z Alice.
- Trzeba, bo mnie zaraz chuj strzeli z nerwów - odparsknęłam - przepraszam, ale wciąż nie mogę zapomnieć o tym wszystkim, co się tam działo.
- Rozumiem, przecież kurwa widzę, że Cię to wszystko boli nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, Emily - widziałam jego zmieszanie na twarzy, które mimo wszystko chciał przede mną ukryć - chciałbym Ci jakoś pomóc, ale nie mam pojęcia jak - dodał.
- Joe, po prostu przy mnie bądź - odparłam, łapiąc go za ramię. Lekko musnęłam jego szyję i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Joe automatycznie objął mnie w pasie i zaczął jeździć nosem po moim policzku, trafiając swoimi ustami do moich. Pocałował je delikatnie i znowu to zrobił. Znowu spojrzał mi tak cholernie głęboko w oczy, że przez chwilę wstrzymało mi oddech. Był tak pociągający, że sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje - będę - szepnął w moją stronę, po czym wtulił się w moje ciało.
Gdy poszliśmy do pokoju Joego, widziałam na szafce, tam gdzie ostatnio, ręcznik przygotowany dla mnie. Bez zastanowienia wzięłam go i poszłam do łazienki. Mijając Joego, lekko przewróciłam oczami, na co on zaśmiał się i rzucił na łóżko. Kąpiel była mi bardzo potrzebna, jednak odczuwałam ogromny ból pod wpływem temperatury wody. Szybko wykonałam wszystkie czynności toaletowe i kosmetyczne. Otuliłam się ręcznikiem i zarzuciłam bluzę, która jak ostatnio, wisiała na wieszaku w łazience. Wyszłam, po czym powoli ruszyłam w stronę pokoju Joego, który leżał i z cwaniackim uśmieszkiem wpatrywał się w moje półnagie ciało.
- Mmm - mruknął pod nosem, po czym przyciągnął mnie do siebie - ładnie pachniesz, mała.
- Zasluga twojego żelu, kochanie - odparłam, próbując być przy tym poważna, jednak zaraz po tym parsknęłam śmiechem - wyglądasz jak pierdolony napaleniec - dodałam, składając na jego odsłoniętym torsie delikatny pocałunek.
- To mi się bardzo podobało - uśmiechnął się szeroko, przejechał opuszkiem palca po moim nosie, po czym ruszył w stronę łazienki. Zrozumiałam, że teraz jego kolej, tak więc położyłam się na łóżku, przykryłam kocykiem i zamknęłam oczy. W tym momencie ogarnęło mnie tak straszne zmęczenie, że automatycznie zasnęłam. Jednak to nie był dobry pomysł. Sen przywrócił mi każdą dokładną sekundę zdarzeń ze wczoraj, jednak nie pozwolił mi się wybudzić z tego stanu. Czułam, jak wypala mnie od środka. Chciałam się przebudzić z tego stanu, nie chciałam spać pierwszy raz w życiu, jednak to było dużo mocniejsze. Straciłam kontrolę nad samą sobą.


*****


Dzisiaj taki post typowo, żeby trochę poznać relacje między Emily i Joe.
Mam nadzieję, że się podoba i do następnego! xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział V

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Dylana.

- Siema stary, w końcu wróćiłeś! - wchodząc do mieszkania Dylana, Cook krzyczał ze szczęścia - w końcu nasza miejscówka!
- Siema, Siema - zbił żółwia ze wszystkimi chłopakami, a mnie, Alice i Kate delikatnie musnął w policzek - witam Ladies - uśmiechnął się promiennie.
- Cześć Dyl, miło Cię widzieć - posłałam mu słodki uśmiech i weszłam do salonu, rozkładając się na czarnej, skórzanej kanapie.
- Gdzie byłeś debilu? zero znaku życia - odparł poirytowanym tonem głosu Maxxie, równocześnie odpalił jointa i usiadł na rozkładanym fotelu.
- Nie ważne - Dylan jedynie obojętnie odpowiedział i poszedł do kuchni po alkohol.
- Mam ochotę się najebać - zaśmiała się Kate - kto ze mną?
- Witaj w klubie, dzisiaj dobry dzień na napierdolke - uśmiechnął się lekko Tommy - Joe, Cook pijemy?
- Ja dzisiaj polecę w zielone - zaśmiał się Joe - alkoholu nie tykam - dodał i usiadł naprzeciwko mnie. Moje kąciki ust się lekko uniosły. Wzięłam setkę i popiłam nią bletkę. Zauważyłam, jak Joe przygląda się temu, co robię i lekko kręci głową. Ja jedynie przewróciłam oczami.
- Słuchajcie, mam do was sprawę - zaczął w pewnym momencie Dyl, szczerze mówiąc, nigdy jeszcze nie słyszałam takiej powagi w jego głosie - jesteście moimi jedynymi, tak kurewsko zaufanymi przyjaciółmi. Sprawa ma się tak, że potrzebuję was do opieki nad moim domem, oczywiście możecie tutaj siedzieć towarzysko, ale tylko i wyłącznie w takim gronie jak teraz - kontynuował - i nie chcę widzieć tu kurwa nikogo innego - mówił coraz to bardziej zdenerwowanym głosem - muszę wyjechać na jakiś czas, nie pytajcie po co, po prostu kurwa muszę - skończył i oparł się o kanapę. Milczał przez najbliższą chwilę.
My zaś, mieliśmy bardzo zdziwione miny. Nie wiedzieliśmy co się dzieje.
- Stary, ale dasz sobie radę sam? - po chwili spytał zmartwiony Cook - bo wiesz, że my... - Joe mu przerwał.
- Nic wielkiego - odparł zmieszany nalewając sobie whisky do szklanki.
- Możesz liczyć na mnie Dyl, że jeśli ktokolwiek złamie zasady tego domu, to dostanie ode mnie w pysk - rzuciłam z lekkim usmiechem na rozluźnienie sytuacji.
- Na to liczyłem, Ems - odwzajemnił uśmiech i popatrzył się i na mnie i Joego. Było to dość dziwne, ale nie rozmyślałam nad tym gestem i jego znaczeniem.
- Dziwna sprawa - powiedział zamyślony Tommy - Dylan, nigdy tak się nie zachowywałeś, kurwa - dodał.
- Tom, poluzuj galoty - mówił Dylan, zapewniając, że jest z nim wszystko ok - Mówiłem już, że nic wielkiego.
Alice przez ten cały czas przyglądała się Dylanowi i sama nie wiedziała co jest grane. Widziałam jej łzy w oczach i podenerwowanie. Wyszła po chwili z mieszkania, mówiąc, że zaraz wróci. Nikt się tym zbytnio nie przejął, nawet Dyl.
Siedzieliśmy wszyscy, piliśmy, śmialiśmy się. W pewnym momencie jakby mnie olśniło, że Alice jeszcze nie wróciła. Spojrzałam nerwowo na Kate i dałam jej znak, że nie ma Alice. Kate była już zrobiona, więc zamiast się kurwa przejąć, śmiała się. Postanowiłam poszukać Alice, podeszłam do Joego i szepnęłam mu do ucha - idę poszukać Alice - Joe złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy - nie musisz iść ze mną - dodałam.
- Poradzisz sobie? - spytał - to nie jest dobra pora na samotne spacerki.
- Jestem pewna, że nie poszła daleko. Muszę z nią porozmawiać - posłałam mu lekki uśmiech i przejechałam palcem po jego ustach. Widziałam, jak w jego oczach pojawiły się iskierki.
Wyszłam z domu i faktycznie, było ciemno i zimno. Odpaliłam szluga i szłam przed siebie, rozglądając się za Alice. Gdzie ta wariatka poszła? - myślałam. Nigdzie jej nie było, jednak nie rezygnowałam i szłam dalej. Nagle usłyszałam krzyki, znałam ten głos. Byłam pewna, że to ona. Przyśpieszyłam i nerwowym krokiem szłam w stronę krzyków, które coraz głośniej przechodziły przez moją głowę. Czułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Stanęłam jak kołek i zobaczyłam ją, leżącą na masce samochodu. Jeden mężczyzna przytrzymywał jej twarz i agresywnie krzyczał, żeby się zamknęła. Drugi zaś robił to, czego widzieć nie chciałam. Gwałcił ją na moich oczach. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie poddałam się i podbiegłam do nich. Rzuciłam się na niego, mimo, że wiedziałam jak marne są moje szanse. Alice wyrwała się i odepchnęła mnie od niego.
- Emily, kurwa, po co tu przyszłaś? - zaczęła krzyczeć - oni zrobią z Tobą to, co ze mną - zaczęła płakać, a jeden z nich zablokował ją i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
- Skurwysyny - syknęłam.
- Co powiedziałaś, kotku? - drugi z nich zaczął powoli się do mnie zbliżać, złapał mnie gwałtownie za ramię i pociągnął w stronę auta. Śmiali się swoimi podłymi, ochrypłymi głosami. Wyglądali na starszych, umięśnionych kryminalistów.
- No proszę, jedna wpadła na nas przypadkowo, a druga idiotka przyszła sama - drwił ze mnie, patrząc się mi prosto w twarz - wsiadaj maleńka, zrobimy z wami to, czego tylko zapragniemy - uśmiechnął się i wepchnął mnie siłą do auta, widząc jak próbuję się wyślizgnąć z jego mocnego uścisku. Oplułam go prosto w twarz, zdenerwowałam go tym gestem. Drugi popchnął Alice na maskę samochodu i uderzył ją prosto w twarz. Przysunął jej pośladki do siebie i rozsunął gwałtownie rozporek. Nie mogłam na to patrzeć. Alice nie wydobyła z siebie ani jednego krzyku, jej bezsilność w tym momencie była dla mnie ciosem prosto w serce. Nie mogłam nic zrobić, bo jeden z tych skurwysynów zablokował mi ręce i nogi. Doszło do mnie, że nasze losy mogą być postawione na walkę o przetrwanie. Jechaliśmy ciemną trasą, która ciągnęła się w nieskończoność. Miałyśmy zaklejone taśmą usta, jednak widziałam łzy spływające po policzkach Alice. Nie patrzyła się na mnie, bo wiedziała, że to przeze mnie jestem tu z nią. Bałam się, pierwszy raz w życiu, tak bardzo się bałam. Zadawałam sobie pytanie, czy będziemy siłą wykorzystywane, czy może chcą nas od razu zabić. Miałam ochotę dać sobie w żyłę, żeby nic już nie czuć. Czułam okropny wstręt do nich, byli najgorszą rzeczą, która mogła mi się w tym momencie przytrafić.

~~~~~~

*jako Joe.

- Kurwa, musimy coś zrobić - krzyczałem zdezorientowany - Nie ma jej już od 3h, nie wspomnę o Alice - złapałem się nerwowo na głowę i myślałem nad tym, jaki głupi byłem puszczając ją samą.
- Uspokój się, musimy zachować spokój - Cook starał się mnie opanować - chodźcie kurwa, musimy je znaleźć.
- Jedziemy autem - rzucił Tommy - trzeba obadać teren.
- Kurwa, a co z Kate? jest zalana - spojrzałem na nią i przeniosłem swój wzrok na naćpanego Maxiego - masz z nią, kurwa, zostać - spojrzałem na niego wzrokiem mordecy, żeby jasno zrozumiał.
- Luzik - syknął opierając się o kanapę. Wkurwiała mnie jego obojętność wobec życia. Miałem ochotę mu przywalić, ale się powstrzymałem i ruszyłem za chłopakami.
- Gdzie one kurwa poszły - mówił spanikowany Cook - a Ty idioto, mogłeś z nią iść - dodał.
- Ty lepiej ode mnie spierdalaj, wystarczy, że sam sobie robię wyrzuty - syknąłem w jego stronę, robiąc się cały czerwony z nerwów.
- Uspokójcie się, patrzcie tu - wskazał palcem Tommy. Wysiadł z auta, zaraz za nim Dylan i ja. Cook został w aucie.
- Kurwa - krzyknął Dyl, uderzając nogą w stojący na pustym parkingu samochód - znam ten pierdolony samochód - szybko ruszył w stronę naszego auta - chodźcie, kurwa mać.
Wsiedliśmy zmieszani do auta, wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy.
- Czyje to? - spytałem - mów prawdę, Dylan.
- Ma to związek z moim wyjazdem. Mam poważny problem z mafiozą, bo tak ich nazwać, kurwa, mogę - dodał załamany.
- Żartujesz sobie? - krzyknąłem - czemu nic nie mówiłeś, ja pierdolę.
- I co teraz? - spytał Cook, rozglądając się po naszych twarzach - skąd pewność, że one są z nimi?
- Chris Bettler, jeden z tych ćpunów zagroził mi, że jeśli nie będę posłuszny, zabierze coś mojego. Tego dnia widział mnie z Alice, automatycznie stwierdzając, że należy do mnie - dodał, uderzając nerwowo w fotel samochodu.
- Brawo kurwa - syknął Tommy i odpalił auto - gdzie ich znajdziemy, Dylan?
- Oni mogą być wszędzie, ale musimy sprawdzić starą szopę za lasem, jedź prosto - odpowiedział, widziałem w jego twarzy okropne wyrzuty sumienia.
- Znajdziemy je, musimy kurwa - dawno się tak o nikogo nie martwiłem. Bałem się, co złego może im się stać. A mogło więcej, niż bym się spodziewał. Czułem, jak kurewsko mi zależy na Emily. Czułem, że przy niej staję się inny, nie jestem sukinsynem bez serca. Ona budzi we mnie nowe, prawdziwe uczucia.

~~~~~~

*Emily.

Nie wiedziałam co to za miejsce. Było ciemno, brudno, leżałyśmy na jakimś sianie. Plaster, który zaklejał moją twarz sprawiał, że się dusiłam sama w sobie. Pewnie dlatego obie straciłyśmy przytomność już w aucie. Jeden z nich podszedł i zupełnie nie zważając na nasz ból, odkleił nam to z ust. Syknęłam z bólu, ale cieszyłam się, że przynajmniej mogę złapać chwilę oddechu. Starałam się być twarda i powstrzymywałam łzy napływające do moich oczu. Alice jednak nie była tak silna. Płakała, a z jej ust usłyszałam słabe westchnięcie skierowane w moją stronę - Kurewsko Cię przepraszam, Emily - i już nic więcej od niej nie usłyszałam.
- Damy radę, słyszysz? - szepnęłam niepewnie. 
- Zamknąć się - dostałam w twarz z taką siłą, że na mojej twarzy od razu poczułam ogromny ból. Krew zaczęła spływać po moim policzku.
- Zostaw ją, zajmij się mną - krzyknęła z przerażeniem Alice.
- Chyba śnisz, jestem Chris, a ja nie odpuszczam nikomu - zadrwił z jej słów i usiadł naprzeciwko nas na jakimś starym krześle - Młody, bierz się za nie. Słysząc to poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.
Podszedł do nas i zaczął najpierw ode mnie. Skopał mnie w brzuch, poczułam okropny ból. Następnym jego ruchem było pociągnięcie mnie za włosy i rzucenie z całej siły na ziemię. Spoliczkował mnie i ściągnął ze mnie spodnie. Chris zrobił to samo z Alice. Śmiał się i z każdym razem robił to coraz mocniej. Traktowali nas jak popychadła, kopali w żebra i twarz.
- Szmaty, podziękujcie Dylanowi - zaśmiał się jeszcze raz - a ostrzegałem go.
- Kurwa - jęknęłam z bólu, poczułam jakby krew ze mnie spływała.
Nagle usłyszałyśmy, jak ktoś wpada do szopy. Nie wiedziałam, czy poczuć ulgę, czy może to kolejni ich koledzy, którzy pomogą im nas torturować. W pewnym momencie usłyszałam znajome głosy. Kamień spadł mi z serca.
- Zostaw ją skurwysynie - Joe rzucił się na jednego i zaczął walić pięściami w jego twarz. Cook i Tommy zajęli się drugim. Dylan podbiegł do nas, podniósł i szybko wyprowadził z szopy. Nie byłśmy w stanie same sobie poradzić. Zostałyśmy przed szopą, a Dyl wrócił do środka. W pewnym momencie usłyszałam strzał z pistoletu. Wystraszyłam się.
- Spierdalamy - wybiegli i szybko wsiedli do auta - Dylan bierz Alice, a Ty Joe Emily.
Joe delikatnie wziął mnie na ręcę. Widziałam przerażenie w jego oczach. Wniósł mnie do auta i trzymał mocno w uścisku, nie zauważając jaki ból mi sprawia.
- Au... - syknęłam z bólu - boli - łzy znów nabrały mi się do oczu.
- Już nigdy Cię nie zostawię - szepnął mi do ucha. Zaczął wycierać swoją koszulką krew z mojej twarzy.
- Co za szmaty, jak mogli tak potraktować kobiety - Cook nie wiedział co myśleć, słyszałam jak złość i smutek wydobywa się z jego ust - Proszę powiedźcie, że prócz tego nie podjęli się czegoś więcej.
Alice milczała, wtulając się w Dylana. Czułam ogromną pustkę wiedząc, że mało brakowało, a mnie też by zgwałcili i wiedziałam, jak bardzo musiała to przeżywać. Mimo wszystko, wiedziałam też, że była mi wdzięczna za to, że nie była sama, a zarazem cholernie zła na siebie.
- Kurwa Alice, krwawisz - Dylan spanikowany spojrzał na jej spodnie - co on Ci kurwa zrobił?!
Zaczęłam płakać, pękło we mnie wszystko co najgorsze. Chciałam, żeby to był tylko sen. Joe mocno mnie przytulił i spytał cicho - Emily, powiedz, że Ciebie to nie spotkało - słyszałam w jego głosie mocne rozdrażnienie.
- Nie - lekko wydobyłam to ze swoich ust, wszystko mnie tak cholernie bolało. Chciałam zniknąć i nie pamiętać o tym wszystkim. Joe pocałował mnie w czoło, a łza spływająca po jego policzku, przeniosła się na moją twarz.
Gdy dojechaliśmy do domu Dylana, zaprowadzili nas od razu do salonu. Dylan poszedł po apteczkę i zaczęli dokładnie opatrywać nasze rany. Czułam, że ta sytuacja nie może dojść do policji, dlatego nie zadzwonili po pogotowie. Ja też tego nie chciałam. Całe szczęście rany nie były niebezpieczne, więc dało rade je opatrzeć.
Alice leżała odwrócona do wszystkich tyłem i milczała. Słyszałam tylko jej płacz, który uderzał w moje serce.
Joe cały czas był przy mnie. Gdy dokładnie zajął się moimi ranami, spojrzał na mnie i stanowczo powiedział - jedziemy do mnie, musisz dojść do siebie. Nic nie odpowiedziałam, ale wolałam to, niż siedzenie ze wszystkimi i słuchanie paniki Dylana, który był świadomy, że to wszystko przez jego lewe interesy. Znowu wszystko przez narkotyki. Znowu.
- Jutro się zobaczymy, teraz wszyscy musimy ochłonąć - Joe rzucił w ich stronę i wziął mnie na ręce. Wsadził do auta, zapalił je i odjechaliśmy. To kolejny raz, kiedy chcę zapomnieć o istnieniu tego dnia. Chcę, żeby się skończył. Czy ja musze płacić zawsze za czyjeś błędy? To jest jakiś kurewski obłęd.


*****

Akcja się rozkręca, jestem zadowolona i mam nadzieję, że w końcu jakaś dusza doceni moją pracę!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Buziaki, do następnego :)

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział IV

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Joego.

Znajdowałam się w małym, oświetlonym pomieszczeniu. Białe ściany, panele i brak czegoś przytulnego w tym pokoju doprowadzały mnie do szału. Pokój Joego był taki prosty i sztywny, conajmniej jakby spędzał w nim jedynie noce i poranki. Najwyraźniej tak też było. Siedziałam oparta o ścianę na jego łóżku i rozglądałam się niepewnie po pomieszczeniu. Kiedy wrócił z kuchni niosąc ciepłą herbatę, mój wzrok automatycznie utkwił na jego sylwetce. Miał na sobie jedynie spodnie, a jego tors był nagi. Widząc, jak mu się przyglądam, lekko uniósł kąciki ust ku górze i skierował kubek herbaty w moją stronę.
- Masz, pij - uśmiechnął się niepewnie i usiadł po drugiej stronie łóżka. Wciąż się na mnie głęboko patrzył bezradnym spojrzeniem - lepiej?
- Dziękuję, za dziś i za to niańczenie mnie, to jest niepotrzebne - odparłam obojętnie.
- To ja będę decydował, co jest potrzebne, a co nie - dodał, lekko opierając się o oparcie krzesła. Odpalił papierosa i zaciągał się nim, patrząc w sufit.
- Masz rodzeństwo? - spytałam po upływie krótkiego czasu niezręcznej ciszy.
- Miałem, brata - odparł obojętnie patrząc przed siebie.
- Co się z nim stało? - tego typu pytania były dla mnie normalne, zwłaszcza jeśli chodzi o sytuacje, na które nie mamy często wpływu. 
- Aż tak Cię to kurewsko interesuje? - podniósł ton i splunął ślinę w drógą stronę. Poczułam odruch wymiotny nie dlatego, że splunął w moim towarzystwie, ale jego ton głosu był tak agresywny, że aż odechciało mi się cokolwiek słuchać - był ćpunem, to wszystko - dodał.
- Rozumiem, Melanie też ćpa - dodałam, a mój wzrok zatrzymał się w podłodze - ćpa od zawsze - wyciszonym tonem dodałam i czułam, jak moje ciało zaczyna się terepać.
- Kim jest Melanie? - Joe wstał i usiadł obok mnie - twoją siostrą? - dodał ze zmartwieniem.
Nic nie odpowiedziałam, wtuliłam się w jego tors i zamknęłam oczy. Łzy spływały po moich policzkach. Czułam, jak jego dłoń bawi się moimi włosami. Ta sytuacja automatycznie spowodowała, że zasnęłam. 
Obudziłam się rano, byłam lekko zdezorientowana. Byłam sama na łóżku, a na dole spał Joe, rozłożony na materacu. Przeglądnęłam się w ekran telefonu, twarz miałam lekko napuchniętą. Obok mnie na komodzie leżał poskładany w kostkę ręcznik i żel, co dało mi znak, że to dla mnie. Poszłam do łazienki i wzięłam ciepłą kąpiel. Joe miał dużą wannę, na której leżała popielniczka. Był to kolejny znak, że mogę tu zapalić. Relaksując się w wannie, zaciągałam się szlugiem, którego dym powoli obejmował całe moje płuca. Po chwili usłyszałam, jak Joe podchodzi do drzwi.
- Nie przypal nic tym petem - rzucił w moją stronę, widziałam przez szybę jedynie jego odbicie - chcesz omleta? - dodał, a w jego głosie słyszałam ciepło i spokój. To nie może być prawdziwy Joe - pomyślałam.
- Obojętne - odpowiedziałam podnosząc lekko ton głosu. Wyszłam z wanny i owinęłam się w ręcznik. Przez długi czas stałam i wpatrywałam się w lustro. Czułam obrzydzenie sobą. Nie chciałam się na siebie patrzeć, bo przypominałam mi Melanie. Niszczycielkę mojego życia, a zarazem największą miłość. Ubrałam spodnie, owinęłam ręcznikiem włosy i zarzuciłam bluzę Joego, którą miałam pod ręką. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie unosił się zapach świeżych omletów i dżemu wiśniowego. 
- Mmm - mruknęłam i usiadłam wpatrując się w zaspanego Joego.
- Jak się spało? - odparł, nie zwracając na mnie szczególnej uwagi - bo mnie kurewsko bolą plecy.
- Przepraszam, nie planowałam tego - czułam się trochę głupio, jednak zaraz po tym zobaczyłam jego uśmiech skierowany w moją stronę, który trochę rozluźnił moję napięcie.
- Dzięki, Joe - dodałam.
- Nie ma sprawy, jedz - odpowiedział, po czym usiadł i wziął się za jedzenie swojego omleta.
- Nie spodziewałam się, że to właśnie Ty będziesz chciał mi w jakiś sposób pomóc - rzuciłam niepewne spojrzenie w jego stronę.
- Poczułem się zobowiązany, mimo świadomości, że twoje zachowanie nie jest do końca spowodowane tym, co się wydarzyło ostatnio - odpowiedział zmieszany - ale czuję, że czasem potrafię nie być skurwielem, szczególnie wobec Ciebie.
Nie powiedziałam już nic. Wstałam i uśmiechnęłam się lekko do niego, jednak mój wzrok wciąż był pełen goryczy, smutku i pustki. Joe wstał za mną, wziął z pokoju moje rzeczy i pociągnął mnie bez słowa za sobą. Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę jego auta - odwiozę Cię do domu - dodał, zapalając czerwonego Land Rovera. Przez całą drogę milczeliśmy. Zaciągając się jedynie na zmianę papierosami, to była nasza jedyna rozmowa w tym momencie. Dym unoszący się w środku samochodu delikatnie drażnił moje oczy, przymykałam je i odczuwałam dziwną wolność. Czułam Joego i to, jak bardzo od wczoraj dażył mnie swoim wsparciem. Mimo wszystko, po prostu pojawił się w moim życiu i pokazał, że jest na odpowiednim miejscu. Gdy byliśmy już pod moim domem spojrzałam na niego i wysłałam w jego stronę głębokie spojrzenie w ramach podziękowania. On odwzajemnił to uśmiechem i opuszkiem palca przesunął po mojej twarzy - nie ma za co, Emily. Grunt, żebyś nie straciła gruntu pod nogami - dodał sprawiając, że jego słowa na długo pozostały w moich myślach. 


*****


Wena nie odstępuje ode mnie mimo tego, że jeszcze nikogo tutaj nie ma. Jednak wierzę, że szybko się to zmieni :) xx

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział III

Redbridge, Londyn zewnętrzny.

Szczupła, blada, wyróżniająca się z tłumu. Oczy podkrążone, jednak wiecznie zakryte dużą ilością nałożonych czarnych cieni. Stojąca z pustym spojrzeniem i patrząca się prosto w moje oczy. Przeszklone, ledwo patrzące na świat źrenice, znikające pod wpływem światła. Ubrana w luźne ciuchy, zwisające z niej jakby conajmniej nie była człowiekiem, a jedynie jego szkieletem. I ta ciągła pustka, wypowiadająca w moją stronę pierwsze w życiu tak ciepłe i przepełnione żalem słowa, okazujące się ostatnimi na bardzo długi czas - żegnaj Emily, moja mała siostrzyczko. Jesteś najpiękniejsza i zawsze będę o tobie pamiętać - po czym zniknęła i już nigdy nie wróciła. Nigdy.

Obudziłam się dysząc i patrząc wokół siebie. Nie wiedziałam dlaczego ten sen miał miejsce właśnie dziś. Dlaczego przyśniła mi się pierwszy raz od tak dawna. Wczorajsze zdarzenia już się nie liczyły, teraz pojawiło się znowu to cholerne uczucie. Uczucie, które od dawna wyniszcza moją duszę i łamie serce na dwie drobne połówki. Wypala wszelkie emocje i nie pozwala na normalne funkcjonowanie. Wiedziałam, że znowu nie będzie normalnie. Znowu nie będę tą niezależną Emily. Melanie od zawsze miała tak silny wpływ na moją psychikę. Od zawsze, kiedy widziałam ją naćpaną, leżącą i niekontaktującą ze światem. Często zarzyganą, zalewającą się krwią z przedramion i dużą ilością kropelek zaszklonego potu. Ona nauczyła mnie tego, jak się niszczyć. Moi rodzice nigdy jej nie chcieli, zawsze mieli jej dość. Wiedzieli, że jest pojebana i nigdy nie będzie posłuszną, grzeczną dziewczynką. Od zawsze wpajali mi, że nie mogę być jak ona. Nie aż do tego stopnia, mimo, że czuli jak bardzo duży ból sprawia mi myślenie o niej gdy tylko odeszła. Widzieli, że już wtedy zaczynam spadać z bezradności. Może właśnie w tym jest mój problem?
Podniosłam się i odgarnęłam niepewnie włosy do tyłu. Patrzyłam się ciągle w jeden punkt i przymykając powieki, poczułam spływające łzy. Byłam jednym wielkim wrakiem człowieka. Wstałam bez kompletnych sił do życia i poszłam pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele, odczuwałam silny bół. Nie był to ból spowodowany wrzątkiem, który przejmuje całe moje ciało, ale ból od środka. Teraz to ja czułam silną pustkę w swojej duszy. Wróciłam do pokoju, zarzuciłam na siebie luźną koszulę w ciemnozieloną kratę, czarne rurki, vansy i biały prześwitujący podkoszulek. Włosy miałam w kompletnym nieładzie, a twarzy nie pomalowałam ani trochę. Nie chciałam tego dnia, czułam się jak wypalona kukła bez jakichkolwiek emocji. 
- Emily, jesteś nikim - powtarzając sobie to zeszłam na dół i widząc, że nikogo w domu już nie ma odetchnęłam z ulgą. Wyszłam z domu i szłam przed siebie odpalając szluga. Dawno tak mocno nie wciągałam w siebie dymu, który wypełniał moje płuca w całości. Gdy byłam prawie pod szkołą zobaczyłam stojącego przed nią Joego, Cooka i Tommiego. Patrzyli uważnie w moją stronę, ale ja nie chciałam spotkać się z nimi wzrokiem ani na chwilę. 
- Emsy, jak tam po wczoraj? - śmiejąc się rzucił w moją stronę Cook. Joe spojrzał na niego z kpiącym spojrzeniem. Ja bez słowa przeszłam obok nich, patrząc się cały czas przed siebie. 
- Ej mała, co jest? - dodał niemal krzyczął ze zmartwieniem, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. 
- Wygląda jak nie ona, wygląda jak na wykończeniu - Tommy patrzył z niedowierzeniem w moją stronę nerwowo drapiąc się po głowie. Joe nic nie mówił, jedynie przewracał rozbawiony całą tą sytuacją oczami i chyba nie miał zamiaru się wypowiadać. Zdanie na mój temat już sobie zdążył wyrobić.
Szłam przed siebie i mimo że czułam, jak Cook podąża za mną, nie zatrzymywałam się. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich ludzi wokół ale miałam wrażenie, że naprawdę nic mnie nie obchodziło.
Cook podbiegł i siłą zatrzymał mnie przed sobą. Moje spojrzenie pusto patrząc nadal tkwiło w głębi korytarza.
- Kurwa, co Ty się naćpałaś? przypominasz mi teraz Melanie, wyglądasz jakbyś postradała zmysły - mówił z totalnym szokiem, patrząc się w moje zmęczone i przeszklone oczy. 
- Nie waż się tak nigdy więcej mówić, spierdalaj, rozumiesz? - odepchnęłam go z taką siłą, jaka przepełniała całe moje ciało. Rozpłakałam się i wróciłam z powrotem do wejścia szkoły. Szłam bardzo szybko i nerwowo, czułam, że zaraz eksploduję. Gdy tylko minęłam Tommiego i Joego, zaczęłam biec przed siebie. Biegłam tak szybko, że sama nie wiem kiedy znalazłam się gdzieś bardzo daleko. W miejscu, gdzie nie było nic poza starym budynkiem. Nie wiedziałam, czy naprawdę postradałam zmysły, czy się przeteleportowałam. Z braku sił i wyczerpania upadłam na trawę, zamykając oczy. W myślach miałam totalny bałagan, a łzy same rozpływały się po moich policzkach. Chwilę później usłyszałam czyjść głośny oddech. Z każdą chwilą był coraz bardziej intensywniejszy. 
- Popierdoliło Cię do reszty? - nie wierzyłam sama, w to, kogo słyszę. Był to on. Dokładnie ten, który podobno ma mnie za jedną ze wszystkich szmat. Nie odezwałam się, poczułam jedynie jak znajduje się bardzo blisko mnie. Zacisnęłam powieki z większą siłą, niechcąc go zobaczyć. 
- Emily? - dodał znacznie spokojniejszym tonem głosu - Myślisz, że mimo wczorajszej sytuacji, nie byłbym w stanie za tobą pobiec? 
Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa, dławiłam się własnym płaczem. Czułam przerażenie w jego spojrzeniu, które oddziaływało jak promieniowanie na całe moje ciało. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej i głośniej. 
- Nie mam Cię za tego, kogo mieć powinienem. Rozmawiałem rano z Cookiem, to nie jest tak jak myślisz. Ja też jestem pojebany, Emily - kontynuował - Jeszcze dużo o sobie nie wiemy i to nas pozwoliło do siebie przyciągnąć.
- Ja nie wiem kim jestem, Joe - odpowiedziałam podnosząc powoli powieki. Miałam totalną nicość w głosie, a przez przebijające się promienie słońca, zaczęłam dostrzegać jego brązowe tęczówki. 
- Ale ja się dowiem Emily - odparł, cały czas wtapiając swój wzrok w moją stronę. 
Wyciągnęłam z torby setkę wódki i odkręciłam pewnie zakrętkę. Cały czas widziałam zmartwione, ale równie zakłopotane spojrzenie Joego. Przechyliłam wódkę i wypiłam całą zawartość na raz. Przełknęłam z lekkim skrzywieniem i przetarłam zapłakane oczy. Od tej pory patrzyłam się tylko i wyłącznie w dal, cieszyłam się, że Joe milczał. Po prostu, że kurwa, nic, nie mówił. Siedzieliśmy tak sporo, nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Było cicho i spokojnie, a tego właśnie potrzebowałam. Do czasu, aż nie zadzwonił mu telefon.
- Stary, nie teraz - mówił nerwowo - dam Ci to, tylko kurwa nie teraz - jego głos stawał się coraz bardziej gniewny - wypierdalaj - krzyknął przepełnionym złością głosem i zakończył rozmowę. Widziałam jego zdenerwowanie, ale nie miałam siły w nic wnikać. Nie chciałam, nie dziś. 
- Kłamałam - nagle wyszeptałam pustym głosem patrząc wciąż w jedno miejsce - kłamałam - powtórzyłam głośniej.
- Co? - spytał nie wiedząc o czym mówię - w związku z czym?
- Nie chcę i nie chciałam nic czuć - odparłam - nie chcę już nic czuć - poczułam, jak oczy znów mi się zaszkliły.
Joe objął mnie ramieniem i mocno przycisnął do swojej klatki - Emily, kurewsko trudno Cię ogarnąć - wyszeptał mi do ucha trochę poirytowanym, jednak spokojnym głosem.
Tą chwilę chciałam zatrzymać. Nie chciałam nic więcej, wystarczyła mi obecność kogoś, kogo pragnęłam w tym momencie najbardziej. Nie wiedziałam czemu Joe zdążył tak szybko dotrzeć do mojej duszy, dlaczego tak na mnie działał. Ale wiedziałam, że ta znajomość ma w sobie jeszcze dużo tajemnic, które będą wyniszczać jeszcze bardziej każdą cząstkę mnie. Bo przecież nic nie może być idealne, prawda? 


*****


CDN, będzie coraz ciekawiej! buziaki, xx 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział II

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Dylana.

Pomieszczenie było całe zadymione, śmierdziało papierosami, a w powietrzu unosił sie zapach marihuany. Wszyscy siedzieli w ogromnym salonie, wyłożonym marmurowymi, białymi kafelkami. Salon był połączony z kuchnią, więc dojście po zimny alkohol i jedzenie do lodówki był błyskawiczny. Dylan do najbiedniejszych nie należy, jego rodzice mieszkają w Miami. On zaś wyleciał do Londynu, bo od zawsze to było jego marzeniem. Dla niego inne miejsca to "syf i bieda", on potrzebuje miejsca, w którym będzie mógł pozwolić sobie na bycie kimś. Takie słowa na temat jego życia często padają w naszym towarzystwie, a on sam nie ma problemu z mówieniem o tym otwarcie.
Kate była już po kilku browarach, Alice spaliła kilka jointów, a goście jak to goście, ich metod działania na imprezie komentować nie trzeba. Robią co chcą i robią wszystko, co jest zakazane. Taka zasada często tyczy się też mnie, jednak trochę inaczej do tego podchodzę. Patrząc bacznie na bawiących się ludzi w dużym pomieszczeniu, stwierdziłam, że muszę się doprowadzić do jakiegoś stanu. Jednak trochę zioła i piwo to za mało jak na mnie. Poszłam w stronę lodówki, gdzie obok siedzial Joe i pisał coś na telefonie. Otworzyłam lodówkę i wyciagnęłam dla siebie połówkę czystej wódki. Wzięłam również colę i cytrynę, po czym zabrałam się za robienie drinka.
- A Ty co? impreza i siedzisz na telefonie? - rzuciłam w stronę Joego, który namiętnie wystukiwał palcami w ekran telefonu - jeśli kocha, to poczeka - dodałam, śmiejąc się. Joe spojrzał na mnie, zmierzył mnie dokładnie z góry na dół i zatrzymał swój wzrok na moim.
- Gdybym pisał z dziewczyną, nie miałbym problemu z tym żeby odłożyć telefon. Chyba, że byłaby tego warta, a na taką jeszcze nie trafiłem - odparł, po czym sięgnął po wódkę którą trzymałam w ręce i dolał sobie do swojego soku.
- Hm, skoro tak mówisz - mruknęłam pod nosem i przystawiłam szklankę do ust, po czym nasączyłam usta i duszkiem wypiłam. Odkładając szklankę popatrzyłam na niego i obdarowałam promiennym uśmiechem - no dawaj, Joe.
- Mówisz i masz, twoje zdrowie Ems - powtórzył moją czynność i jeszcze raz doładnie zmierzył mnie swoimi brązowymi oczami.
- Zawsze jesteś taki posłuszny? czy to tylko po to, bym Cię polubiła? - zażartowałam - ze mną nie jest tak łatwo - dodałam odpalając szluga i zaciągając się wypuściłam dym w jego stronę.
- Jeszcze zobaczymy, czy tak łatwo z tobą nie jest - drwiącym głosem spojrzał na moje usta i odpalając papierosa zaśmiał się cicho pod nosem.
- Lubisz być czasem pewny, co? - uśmiechnęłam się i wyszłam z pomieszczenia. Idąc, poczułam jak mocno łapie mnie za rękę i wstając przybliża do siebie. Nasze twarze dzieliła odległość kilku centymetrów. Poczułam się niekomfortowo, ale pewnie. Całe wnętrze wypełniło ciepło, jednak spojrzenie nie dawało po sobie żadnego znaku.
- Oj Emily, jeszcze wspomnisz moje słowa - zaśmiał się, po czym puścił moją dłoń i wyprzedzając mnie poszedł do reszty.
W pomieszczeniu był Cook, Tommy, Maxie i Kate. Pytanie gdzie Alice i Dylan? Znowu postanowili zająć się sobą w jego sypialni?
- A Ty co Emsy, dzisiaj pijesz w swoim świecie, czy z nami? - rzucił śmiejąc się Maxie - chodź skarbie, mam dla Ciebie dobrą bletę - uśmiechnął się wiedząc, że nie pogardzę. Podeszłam do niego i chętnie skorzystałam z tego, co dla mnie ma.
- A dla mnie coś masz, stary? - padło pytanie ze strony Joego, który siedział z bananem na ryju patrząc się w naszą stronę.
- Dla Ciebie wszystko, honey - zaśmiał się i rzucił towar w stronę Joego.
- Dzięki - zbił z nim żółwia i zajął się tym, czym dostał zresztą, podobnie jak ja.
Po upływie czasu zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. W takich momentach zwykle idę gdzieś sama, lubię być sama. Nienawidzę ludzi, kocham ich tylko wtedy gdy czuję, że ich naprawdę potrzebuję. Weszłam po schodach od strony strychu Dylana. Stwierdziłam, że nikt tam nie przyjdzie bo są za bardzo zrobieni. Siedziałam w ciemności i śmiałam się sama do siebie, myśląc o swoim życiu. Czułam się taka samotna i nieszczęśliwa, a zarazem miałam poczucie najlepszego stanu na świecie. Patrzyłam się w ono zza którego było widać pełno gwiazd. Zamknęłam oczy i mocno zaczęłam kołysać się na boki, zapominając o wszystkim innym. Nagle poczułam mocny uścisk na ramieniu. Odwróciłam się, a on przyciągnął moją twarz do swojej. Spojrzałam mu głęboko w oczy i ujrzałam Joego. Co on robi? Przecież dopiero co się poznaliśmy, nie zna mnie. Nie ma prawa mnie tak dotykać, łapać i napadać. Z jednej strony czułam mocne podenerwowanie, ale z drugiej chciałam coś poczuć. Joe był bardzo przystojny i pociągający, a ja lubiłam czasem, po prostu poczuć coś innego.
- Co Ty robisz? - szepnęłam, patrząc się mu prosto w oczy.
- Mam na Ciebie ochotę i wiem, jak bardzo Ty ją masz - byłam w szoku, pierwszy raz miałąm taką sytuację. Pierwszy raz usłyszałam coś takiego od osoby której nie znam, a stan w jakim byłam sam wybrał drogę, którą w tym momencie powędrowałam. Joe ściągnął ze mnie bluzę, całując każdą część mojego ciała. Gwałtownie przybliżył mnie do siebie i robił wszystko z coraz większą siłą. Jedyne co mnie zdziwiło, ale wtedy o tym nie myślałam to to, że nie pocałował mnie ani razu w usta, a jego wzrok nie był wpatrzony w moje oczy. Wtedy niosła mnie chwila, nie wiedziałam co robię. Czułam jedynie stan mocnego uniesienia. Ściągnął moje spodnie, gładził moje uda i rozebrał resztę bielizny. Ja ściągnęłam jego koszulę i całowałam namiętnie umięśniony tors. Joe przycisnął mnie do podłogi i położył się na mnie z taką siłą, że czułam jakbym była w zupełnie innym świecie. Nie chciałam kontaktować, chciałam żyć chwilą.
- Chcę to poczuć - szeptałam sama do siebie - chcę czuć - powtarzałam.
Przebudziłam się całkowicie ubrana po upływie kilku godzin. Byłam sama, nie wiedziałam do końca czy to był sen, czy nie. Na zewnątrz było już ciemno, a z dołu dochodziły odgłosy imprezy. Zdziwiłam się, że zasnęłam, że jestem ubrana. Nie wiedziałam co mam myśleć i czy miałam zwidy, czy byłam aż tak zrobiona, czy może to wszystko to była prawda. Zeszłam na dół i rozglądając się wokół tłumu nieznanych mi ludzi szukałam wzrokiem Joego. Kiedy go dostrzegłam, myślałam, że zwymiotuję. Obściskiwał się z jakąś inną laską. Podeszłam do niego i prosto w twarz zadałam pytanie - to się stało naprawdę?
- Tak Emily - odparł śmiejąc się mi prosto w twarz - podszedł do mnie i wyszeptał do ucha - sprawdzałem, jak bardzo łatwa jesteś - uśmiechnął się lekko i pokręcił wątpiąco głową. Stałam w bezruchu i patrzyłam się przed siebie, nie chciałam tego usłyszeć. To był przypadek, w takim stanie robi się tyle głupich i niekontrolowanych rzeczy. Nie chciałam tego, a zarazem chciałam. Czułam, że go pragnę. Nie chciałam już tu być, szybkim i nerwowym krokiem zaczęłam szukać Cooka. Potrzebowałam go właśnie teraz.
- Cook! Cook! - widząć go na schodach od razu zaczęłam krzyczeć - proszę Cię, chodź tu!
- Co jest, Ems? - Cook był już zrobiony, ale widział łzy w moich oczach.
- Weź mnie stąd, proszę - wtuliłam się w niego, sama nie wiedząc co robię.
- Spokojnie Emily, kurwa, spokojnie - szeptał mi prosto w twarz głaszcząc po głowie - chodź, idziemy - wziął mnie za rękę i wyszedł ze mną poza budynek. Szliśmy długą drogą, a ja nie chciałam z nim zamienić ani słowa. Pytał o co chodzi, co się stało, ale bez odpowiedzi. Po piętnastu minutach drogi zatrzymał się i zirytowany zaczął do mnie krzyczeć - wyciągnęłaś mnie kurwa z imprezy, a nawet słowa nie powiesz?
- Bo ja.. Cook.. jestem taka głupia - z zażenowaniem mówiłam.
- Co jest? - podszedł do mnie i patrzył się z niedowierzeniem, że z moich ust to pada.
- Byłam tak zrobiona, te bletki od Maxa zadziałały tak szybko i mocno - ciągnęłam - No i wtedy Joe się pojawił i.. - przerwał mi.
- Przecież dopiero go poznałaś - mówił podniesionym tonem - Emily, ale zjebałaś.. a miałem Ci powiedzieć, że mu się spodobałaś - dodał załamanym głosem.
Nie powiedziałam już ani słowa, chciałam iść do domu. Objęłam go w pasie i mocno tuląc jego tors szliśmy pod mój dom. Gdy doszliśmy, Cook wycałował moje czoło i odchodząc powiedział - jutro pogadamy, śpij dobrze - i po chwili zniknął w ciemnej uliczce, gdzie jedynie światło padało z latarni.
Weszlam na górę do swojego pokoju, zdjęłam spodnie i buty. Bluza była mocno przesiąknięta perfumami Joego, nie chciałam jej ściągać. Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam co myśleć, co czuć. Czułam jedynie, że muszę wytłumaczyć to wszystko Joemu. On teraz myśli, że jestem zwykłą szmatą. Nie chcę tego, nie chcę być traktowana jak jedna z lasek, które zaliczył. Myśląc o wszystkim zasnęłam, wpadłam w tak głęboki sen, że nawet żaden zły sen nie był w stanie mnie przebudzić. Chciałam, żeby ten dzień się już skończył, a w końcu ja zawsze mam to, czego chcę. Tylko czy to ma sens?


 *****


Nie wierzę sama, ale miałąm wenę i napisałam kolejną notkę! czytajcie poprzedni rozdział i do następnego :) xx

Rozdział I

Redbridge, Londyn zewnętrzny.

Poranki są jak zwykle świetne. Otwierasz oczy i zastanawiasz się nad sensem tego wstawania, nad tym co Cię w danym dniu czeka i dlaczego wszystko jest takie do dupy. W moim przypadku dziś też tak było. Wiedziałam, że jak zwykle zejdę na dół do kuchni i od rana będę słuchała pieprzenia mojej matki, która jak zwykle miała najwięcej do powiedzenia. Jak zwykle musiała kłócić się z ojcem o jakieś głupoty, a ja musiałam tego słuchać. Człowiek ledwo się obudzi, a już wie co go czeka. Tak też koło siódmej zadzwonił mi budzik, otworzyłam oczy i z ciężkim oddechem podniosłam się z łóżka.
- Kurwa mać - pomyślałam - znowu kolejny, pieprzony dzień w tej szkole - z lekkim nieogarem założyłam moje ulubione frotowate skarpetki, wstałam i zeszłam na dół.
- Cześć mała, jak tam poranek? ciężki jak zwykle, co? - ojciec rano zawsze miał swoje głupie humorki. Ale podziwiam go, że mimo wysłuchiwania ciągłych pretensji matki, zawsze potrafił przy mnie choć trochę poprawić atmosferę tego domu.
- Spoko tato, jest cudownie jak zwykle - uśmiechnęłam się w jego stronę i z przepełnionym ironią wyrazem twarzy spojrzałam w stronę mamy - A Ty mamo jak tam, świetnie, co?
- Daj mi dziecko spokój, odłóż sobie te Twoje pieprzone złośliwości na potem - machnęła ręką i wyszła zaraz z kuchni. Tata tylko odchrząknął dając mi znak, że przynajmniej w spokoju zjemy śniadanie. Otworzyłam lodówkę, wzięłam jogurt bananowy i usiadłam obok taty. Szybko wsunęłam śniadanie i wstając pocałowałam ojca w czoło - miłego dnia staruszku, kocham Cię - co jak co, ale do niego zawsze będę miała największy szacunek. Jest jedynym normalnym człowiekiem w tym domu.
Poszłam szybko do łazienki, wzięłam prysznic i świeżo umyte, pachnące wanilią włosy zawinęłam w ręcznik. Wrzuciłam na siebie luźną koszulkę i poszłam do pokoju. Miałam jeszcze trochę czasu, więc odpaliłam szluga i stojąc przy otwartym balkonie w moim pokoju ze spokojem zaciągałam się i patrzyłam przed siebie.
- Siema Emi! na którą dzisiaj masz? bo widzę, że średnio Ci się śpieszy - przed balkonem pojawił się jak zwykle z uśmiechem na twarzy Cook. Mój najlepszy przyjaciel. Mieszkamy blisko siebie, więc nie dziwne, że przechodził obok mojego domu. 
- Za godzinę będę, już się tak o mnie nie martw słońce - zaśmiałam się i wyrzuciłam kiepa centralnie obok niego.
- No! masz szczęście, że nie na mnie. Do zobaczenia piękna - wysłał mi buziaka i ruszył w stronę naszego collegu. A ja pełna życia otworzyłam szafę, wzięłam czarną bluzę bez kaptura, ubrałam jeansy i do tego białe buty superstary. Wysuszyłam włosy, spakowałam pierwszą lepszą torbę i usiadłam przed toaletką. Ledwo spojrzałam w lustro, a ktoś zaczął dobijać mi się do drzwi. 
- Ems, Ems! - zanim zdążyłam powiedzieć "kto?", już na moim łóżku rozłożyła się Kate. Kwestia przyzwyczajenia, przyjaźnimy się od lat i stwierdzam, że niektórzy ludzie po prostu nigdy się nie zmienią. 
- Taaa - mruknęłam do niej i wzięłam się za malowanie. Wytuszowałam tylko rzęsy, nałożyłam puder, trochę brązera i podkreśliłam kredką lekko oczy. Wstałam i chcąc już jak najszybciej wyjść z domu pociągnęłam za rękę Kate.
- Mam dla Ciebie ciekawe info - zaczęła mówić podekscytowana Kate - Cook, Tommy i Maxie mówili, że przyleciał na stałe do Londynu ich stary przyjacieł i będzie chodził z nimi do klasy, oby jakaś dupa bo za mało ich zdecydowanie mamy na codzień, co Ems? - zaśmiała się odpalając szluga. 
- Szczerze, mam to w dupie. Nie szukam nowych wrażeń, Kate - odparłam średnio zainteresowana tym, co do mnie mówi. Kate zawsze lubi jakieś nowości, zwłaszcza jeśli chodzi o gości. 
Byłyśmy już prawie pod szkołą. Zaciągnęłam Kate jeszcze za murek, gdzie miałyśmy stałą miejscówke na palenie. Spaliłam na szybko jednego i jak już stwierdziłam, że jestem wystarczająco dotleniona, weszłyśmy do szkoły. Jak zwykle zrobiłyśmy to równo z dzwonkiem, więc od razu wylądowałyśmy na lekcji. Siedząc w ławce jak zwykle odpłynęłam. Patrzyłam gdzieś w dal za okno i nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Szczerze? jak zwykle chuj mnie to obchodziło. Myślałam o tym jak jest w domu i poza nim. O tym czy nasza mocna ekipa się kiedyś rozpadnie, czy moi rodzice się rozwiodą i czy będę potrafiła kiedyś powiedzieć, że jestem w pełni szczęśliwa. To myślenie jak zwykle musiał mi ktoś przerwać, poczułam wibrację telefonu i zobaczyłam smsa od Cooka. "Zabieraj Alice i Kate i chodźcie, jedziecie z nami poświrować. Jebać szkołe."
Zaraz pokazałam smsa Kate i siedzącej za nami Alice - i co Wy na to? - zaśmiałam się po cichu i pełna radości puściłam im oczko na znak, że stąd spadamy. Dziewczyny oczywiście też były na tak, więc równocześnie wstałyśmy z ławek, żeby nie było pożegnałyśmy profesora i po prostu wyszłyśmy. Myślę, że nauczyciele do tego już przywykli. 
- Co oni znowu wymyślili? - spytała obojętnym głosem Alice.
- Nie mam pojęcia, ale pewnie chcą wprowadzić w nasz świat nowego - zaśmiała się Kate i wskazała na chłopaków stojących na parkingu przed czarnym Land Roverem. Gdy wyszłyśmy ze szkoły, widziałam już z daleka sylwetkę nowego kumpla. Wydawał się całkiem spoko, zwłaszcza, że na ręce miał wytatuowany rękaw, a jeśli chodzi o tatuaże, mam na ich punkcie świra. Tak czy siak, nie podchodziłam do nich z taką ekscytacją jak Kate. 
- No witamy nasze perełki - jak zwykle chórkiem i przytulnym głosem przywitali nas nasi kochani chłopcy - Joe poznaj Emily, Kate i Alice, która jest moją siostrą - dodał rozbawionym głosem Cook, wskazując na Joego - a Wy moje drogie Panie, poznajcie naszego zajebistego kumpla!
- Siema, Joe - machnął do nas ręką z niepewnym uśmiechem i zaraz poczułam jak na chwilę jego wzrok utkwił na mojej osobie. Odwzajemniłam jedynie lekki uśmiech i zaraz przeniosłam go na Tommiego.
- No to słucham Tommy, powiedz mi, co Wy znowu wymyśliliście? - zapytałam podejrzliwym głosem.
- Z pewnościa coś pojebanego - dodała Alice, przy okazji częstując mnie papierosem. Zaraz odpaliłam i czekałam na urzekającą odpowiedź chłopców, przy okazji spoglądałam co chwilę z zaciekawieniem na Joego.
- Jedziemy do Dylana, ma wolną chatę - odpowiedział Tommy, po czym wsiadł do auta - dawajcie, palcie szybko i jedziemy bo się tam nigdy nie zbierzemy - odpalił auto i czekał, aż wszyscy ruszymy dupy. Nasza ekipa jest bardzo zgrana. Zwykle jestem w niej ja, Alice, Kate, Cook, Tommy, Maxie i od czasu do czasu Dylan. Jednak mimo wszystko wiem, na kim mogę naprawdę polegać. Chociaż średnio lubię w ogóle na kimkolwiek polegać. Jestem człowiekiem z trudnym charakterem i ciężko jest do mnie czasem dotrzeć. Oczywiście w towarzystwie zgrywam bardzo często chamską sukę z tupetem, nawet jeśli coś mnie od środka rozwala. Dla mnie takie zachowanie to lek na to, co potrafi mnie złamać, a ja nie lubię jak coś jest mnie w stanie pokonać. 
Wsiedliśmy do auta, akurat tak wyszło, że siedziałam obok Joego. Musieliśmy się podzielić na pół i część jechała z Tomem, a druga część z Alice. Czułam jego delikatny zapach, przyjemnych i drogich perfum. Spojrzałam na niego i postanowiłam przyglądnąć się jego twarzy. Oczywiście był to ułamek sekundy, bo nie chciałam żeby zauważył moje zainteresowanie nim. Jednak zrobiłam to tylko po to, aby po prostu cokolwiek stwierdzić na jego temat.
- Długo jeszcze? zaraz się orzygam Tom, niedobrze mi i nie żartuję - nagle obudził się Maxxie, który od rana mało co mówił. Pewnie jak zwykle był zćpany, to u niego norma. Narkotyki, alkohol, bletki to całe jego życie i już nic nie da się z tym zrobić. Zresztą, kto w dzisiejszych czasach nie smakuje życia? Jednak u niego umiar już dawno przekroczył swoje granice. 
- Zaraz stary, ogarnij dupę - powiedział poirytowany Tom - tylko nie na siedzenia, bo Cię zapierdolę - dodał stanowczo. Tom jest zawsze najbardziej ogarnięty, potrafi zadbać o wszystkich i samego siebie. Jednak często się wkurwia i rzuca bez powodu, ale to przez to, że mało kiedy jest naprawdę szczęśliwy. 
- Taa, jak tu za wami nie tęsknić - mruknęłam pod nosem wpatrując się w budynki zza okna. Liczyłam, że nikt mnie nie usłyszał ale mój towarzysz siedzenia chyba jednak zwrócił uwagę na to, co powiedziałam.
- Za mną też tak kiedyś będziesz tęsknić jak za nimi? - dodał z ironicznym uśmieszkiem.
- Zobaczymy, czy będzie za czym tęsknić - odpowiedziałam obojętnie lekko posyłając mu uśmiech. W tym samym momencie dojechaliśmy pod dom Dylana. Za oknami słychać było głośną nawijkę naszego czarnucha. Dylan ma świetny talent do rapowania, ale jest też pożądnym chujem wobec ludzi i życia. Już nie raz byłam świadkiem sytuacji, w których naprawdę zawodził. 
- No to jazda ludzie - z drugiego samochodu krzyczał w naszą stronę podekscytowany Cook, którego celem dzisiaj było pożądne nawalenie się. Przez chwilę zastanawiam się co jest moim celem, ale ja jak zwykle duża ilością alkoholu nie pogardzę. Lubię stan, w którym mogę być w swoim świecie i lubię również wyznaczać sobie jakieś chore cele na dany dzień. Dzisiejszym będzie głębsze poznanie Joego, bo mam dziwne przeczucia co do niego. Przeczucia są bardziej pozytywne, ale denerwuje mnie w nich to, że jeszcze nigdy takich nie miałam i nie powinny mieć one miejsca u takiej osoby jak ja. Czuję jak moje ciało przechodzi dziwne dreszcze w jego towarzystwie. Jak ja kurwa nie lubię w sobie takich niespodzianek.


*****


Witam Was na moim pierwszym blogu i mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podoba. Wiadomo, początki są trudne ale potem będzie z górki :) Starałam się dobrze dobrać bohaterów, tak żeby dla każdego było coś dobrego, a notki będę się starała wrzucać często :) czekajcie na więcej! xx