poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział V

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Dylana.

- Siema stary, w końcu wróćiłeś! - wchodząc do mieszkania Dylana, Cook krzyczał ze szczęścia - w końcu nasza miejscówka!
- Siema, Siema - zbił żółwia ze wszystkimi chłopakami, a mnie, Alice i Kate delikatnie musnął w policzek - witam Ladies - uśmiechnął się promiennie.
- Cześć Dyl, miło Cię widzieć - posłałam mu słodki uśmiech i weszłam do salonu, rozkładając się na czarnej, skórzanej kanapie.
- Gdzie byłeś debilu? zero znaku życia - odparł poirytowanym tonem głosu Maxxie, równocześnie odpalił jointa i usiadł na rozkładanym fotelu.
- Nie ważne - Dylan jedynie obojętnie odpowiedział i poszedł do kuchni po alkohol.
- Mam ochotę się najebać - zaśmiała się Kate - kto ze mną?
- Witaj w klubie, dzisiaj dobry dzień na napierdolke - uśmiechnął się lekko Tommy - Joe, Cook pijemy?
- Ja dzisiaj polecę w zielone - zaśmiał się Joe - alkoholu nie tykam - dodał i usiadł naprzeciwko mnie. Moje kąciki ust się lekko uniosły. Wzięłam setkę i popiłam nią bletkę. Zauważyłam, jak Joe przygląda się temu, co robię i lekko kręci głową. Ja jedynie przewróciłam oczami.
- Słuchajcie, mam do was sprawę - zaczął w pewnym momencie Dyl, szczerze mówiąc, nigdy jeszcze nie słyszałam takiej powagi w jego głosie - jesteście moimi jedynymi, tak kurewsko zaufanymi przyjaciółmi. Sprawa ma się tak, że potrzebuję was do opieki nad moim domem, oczywiście możecie tutaj siedzieć towarzysko, ale tylko i wyłącznie w takim gronie jak teraz - kontynuował - i nie chcę widzieć tu kurwa nikogo innego - mówił coraz to bardziej zdenerwowanym głosem - muszę wyjechać na jakiś czas, nie pytajcie po co, po prostu kurwa muszę - skończył i oparł się o kanapę. Milczał przez najbliższą chwilę.
My zaś, mieliśmy bardzo zdziwione miny. Nie wiedzieliśmy co się dzieje.
- Stary, ale dasz sobie radę sam? - po chwili spytał zmartwiony Cook - bo wiesz, że my... - Joe mu przerwał.
- Nic wielkiego - odparł zmieszany nalewając sobie whisky do szklanki.
- Możesz liczyć na mnie Dyl, że jeśli ktokolwiek złamie zasady tego domu, to dostanie ode mnie w pysk - rzuciłam z lekkim usmiechem na rozluźnienie sytuacji.
- Na to liczyłem, Ems - odwzajemnił uśmiech i popatrzył się i na mnie i Joego. Było to dość dziwne, ale nie rozmyślałam nad tym gestem i jego znaczeniem.
- Dziwna sprawa - powiedział zamyślony Tommy - Dylan, nigdy tak się nie zachowywałeś, kurwa - dodał.
- Tom, poluzuj galoty - mówił Dylan, zapewniając, że jest z nim wszystko ok - Mówiłem już, że nic wielkiego.
Alice przez ten cały czas przyglądała się Dylanowi i sama nie wiedziała co jest grane. Widziałam jej łzy w oczach i podenerwowanie. Wyszła po chwili z mieszkania, mówiąc, że zaraz wróci. Nikt się tym zbytnio nie przejął, nawet Dyl.
Siedzieliśmy wszyscy, piliśmy, śmialiśmy się. W pewnym momencie jakby mnie olśniło, że Alice jeszcze nie wróciła. Spojrzałam nerwowo na Kate i dałam jej znak, że nie ma Alice. Kate była już zrobiona, więc zamiast się kurwa przejąć, śmiała się. Postanowiłam poszukać Alice, podeszłam do Joego i szepnęłam mu do ucha - idę poszukać Alice - Joe złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy - nie musisz iść ze mną - dodałam.
- Poradzisz sobie? - spytał - to nie jest dobra pora na samotne spacerki.
- Jestem pewna, że nie poszła daleko. Muszę z nią porozmawiać - posłałam mu lekki uśmiech i przejechałam palcem po jego ustach. Widziałam, jak w jego oczach pojawiły się iskierki.
Wyszłam z domu i faktycznie, było ciemno i zimno. Odpaliłam szluga i szłam przed siebie, rozglądając się za Alice. Gdzie ta wariatka poszła? - myślałam. Nigdzie jej nie było, jednak nie rezygnowałam i szłam dalej. Nagle usłyszałam krzyki, znałam ten głos. Byłam pewna, że to ona. Przyśpieszyłam i nerwowym krokiem szłam w stronę krzyków, które coraz głośniej przechodziły przez moją głowę. Czułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Stanęłam jak kołek i zobaczyłam ją, leżącą na masce samochodu. Jeden mężczyzna przytrzymywał jej twarz i agresywnie krzyczał, żeby się zamknęła. Drugi zaś robił to, czego widzieć nie chciałam. Gwałcił ją na moich oczach. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie poddałam się i podbiegłam do nich. Rzuciłam się na niego, mimo, że wiedziałam jak marne są moje szanse. Alice wyrwała się i odepchnęła mnie od niego.
- Emily, kurwa, po co tu przyszłaś? - zaczęła krzyczeć - oni zrobią z Tobą to, co ze mną - zaczęła płakać, a jeden z nich zablokował ją i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
- Skurwysyny - syknęłam.
- Co powiedziałaś, kotku? - drugi z nich zaczął powoli się do mnie zbliżać, złapał mnie gwałtownie za ramię i pociągnął w stronę auta. Śmiali się swoimi podłymi, ochrypłymi głosami. Wyglądali na starszych, umięśnionych kryminalistów.
- No proszę, jedna wpadła na nas przypadkowo, a druga idiotka przyszła sama - drwił ze mnie, patrząc się mi prosto w twarz - wsiadaj maleńka, zrobimy z wami to, czego tylko zapragniemy - uśmiechnął się i wepchnął mnie siłą do auta, widząc jak próbuję się wyślizgnąć z jego mocnego uścisku. Oplułam go prosto w twarz, zdenerwowałam go tym gestem. Drugi popchnął Alice na maskę samochodu i uderzył ją prosto w twarz. Przysunął jej pośladki do siebie i rozsunął gwałtownie rozporek. Nie mogłam na to patrzeć. Alice nie wydobyła z siebie ani jednego krzyku, jej bezsilność w tym momencie była dla mnie ciosem prosto w serce. Nie mogłam nic zrobić, bo jeden z tych skurwysynów zablokował mi ręce i nogi. Doszło do mnie, że nasze losy mogą być postawione na walkę o przetrwanie. Jechaliśmy ciemną trasą, która ciągnęła się w nieskończoność. Miałyśmy zaklejone taśmą usta, jednak widziałam łzy spływające po policzkach Alice. Nie patrzyła się na mnie, bo wiedziała, że to przeze mnie jestem tu z nią. Bałam się, pierwszy raz w życiu, tak bardzo się bałam. Zadawałam sobie pytanie, czy będziemy siłą wykorzystywane, czy może chcą nas od razu zabić. Miałam ochotę dać sobie w żyłę, żeby nic już nie czuć. Czułam okropny wstręt do nich, byli najgorszą rzeczą, która mogła mi się w tym momencie przytrafić.

~~~~~~

*jako Joe.

- Kurwa, musimy coś zrobić - krzyczałem zdezorientowany - Nie ma jej już od 3h, nie wspomnę o Alice - złapałem się nerwowo na głowę i myślałem nad tym, jaki głupi byłem puszczając ją samą.
- Uspokój się, musimy zachować spokój - Cook starał się mnie opanować - chodźcie kurwa, musimy je znaleźć.
- Jedziemy autem - rzucił Tommy - trzeba obadać teren.
- Kurwa, a co z Kate? jest zalana - spojrzałem na nią i przeniosłem swój wzrok na naćpanego Maxiego - masz z nią, kurwa, zostać - spojrzałem na niego wzrokiem mordecy, żeby jasno zrozumiał.
- Luzik - syknął opierając się o kanapę. Wkurwiała mnie jego obojętność wobec życia. Miałem ochotę mu przywalić, ale się powstrzymałem i ruszyłem za chłopakami.
- Gdzie one kurwa poszły - mówił spanikowany Cook - a Ty idioto, mogłeś z nią iść - dodał.
- Ty lepiej ode mnie spierdalaj, wystarczy, że sam sobie robię wyrzuty - syknąłem w jego stronę, robiąc się cały czerwony z nerwów.
- Uspokójcie się, patrzcie tu - wskazał palcem Tommy. Wysiadł z auta, zaraz za nim Dylan i ja. Cook został w aucie.
- Kurwa - krzyknął Dyl, uderzając nogą w stojący na pustym parkingu samochód - znam ten pierdolony samochód - szybko ruszył w stronę naszego auta - chodźcie, kurwa mać.
Wsiedliśmy zmieszani do auta, wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy.
- Czyje to? - spytałem - mów prawdę, Dylan.
- Ma to związek z moim wyjazdem. Mam poważny problem z mafiozą, bo tak ich nazwać, kurwa, mogę - dodał załamany.
- Żartujesz sobie? - krzyknąłem - czemu nic nie mówiłeś, ja pierdolę.
- I co teraz? - spytał Cook, rozglądając się po naszych twarzach - skąd pewność, że one są z nimi?
- Chris Bettler, jeden z tych ćpunów zagroził mi, że jeśli nie będę posłuszny, zabierze coś mojego. Tego dnia widział mnie z Alice, automatycznie stwierdzając, że należy do mnie - dodał, uderzając nerwowo w fotel samochodu.
- Brawo kurwa - syknął Tommy i odpalił auto - gdzie ich znajdziemy, Dylan?
- Oni mogą być wszędzie, ale musimy sprawdzić starą szopę za lasem, jedź prosto - odpowiedział, widziałem w jego twarzy okropne wyrzuty sumienia.
- Znajdziemy je, musimy kurwa - dawno się tak o nikogo nie martwiłem. Bałem się, co złego może im się stać. A mogło więcej, niż bym się spodziewał. Czułem, jak kurewsko mi zależy na Emily. Czułem, że przy niej staję się inny, nie jestem sukinsynem bez serca. Ona budzi we mnie nowe, prawdziwe uczucia.

~~~~~~

*Emily.

Nie wiedziałam co to za miejsce. Było ciemno, brudno, leżałyśmy na jakimś sianie. Plaster, który zaklejał moją twarz sprawiał, że się dusiłam sama w sobie. Pewnie dlatego obie straciłyśmy przytomność już w aucie. Jeden z nich podszedł i zupełnie nie zważając na nasz ból, odkleił nam to z ust. Syknęłam z bólu, ale cieszyłam się, że przynajmniej mogę złapać chwilę oddechu. Starałam się być twarda i powstrzymywałam łzy napływające do moich oczu. Alice jednak nie była tak silna. Płakała, a z jej ust usłyszałam słabe westchnięcie skierowane w moją stronę - Kurewsko Cię przepraszam, Emily - i już nic więcej od niej nie usłyszałam.
- Damy radę, słyszysz? - szepnęłam niepewnie. 
- Zamknąć się - dostałam w twarz z taką siłą, że na mojej twarzy od razu poczułam ogromny ból. Krew zaczęła spływać po moim policzku.
- Zostaw ją, zajmij się mną - krzyknęła z przerażeniem Alice.
- Chyba śnisz, jestem Chris, a ja nie odpuszczam nikomu - zadrwił z jej słów i usiadł naprzeciwko nas na jakimś starym krześle - Młody, bierz się za nie. Słysząc to poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.
Podszedł do nas i zaczął najpierw ode mnie. Skopał mnie w brzuch, poczułam okropny ból. Następnym jego ruchem było pociągnięcie mnie za włosy i rzucenie z całej siły na ziemię. Spoliczkował mnie i ściągnął ze mnie spodnie. Chris zrobił to samo z Alice. Śmiał się i z każdym razem robił to coraz mocniej. Traktowali nas jak popychadła, kopali w żebra i twarz.
- Szmaty, podziękujcie Dylanowi - zaśmiał się jeszcze raz - a ostrzegałem go.
- Kurwa - jęknęłam z bólu, poczułam jakby krew ze mnie spływała.
Nagle usłyszałyśmy, jak ktoś wpada do szopy. Nie wiedziałam, czy poczuć ulgę, czy może to kolejni ich koledzy, którzy pomogą im nas torturować. W pewnym momencie usłyszałam znajome głosy. Kamień spadł mi z serca.
- Zostaw ją skurwysynie - Joe rzucił się na jednego i zaczął walić pięściami w jego twarz. Cook i Tommy zajęli się drugim. Dylan podbiegł do nas, podniósł i szybko wyprowadził z szopy. Nie byłśmy w stanie same sobie poradzić. Zostałyśmy przed szopą, a Dyl wrócił do środka. W pewnym momencie usłyszałam strzał z pistoletu. Wystraszyłam się.
- Spierdalamy - wybiegli i szybko wsiedli do auta - Dylan bierz Alice, a Ty Joe Emily.
Joe delikatnie wziął mnie na ręcę. Widziałam przerażenie w jego oczach. Wniósł mnie do auta i trzymał mocno w uścisku, nie zauważając jaki ból mi sprawia.
- Au... - syknęłam z bólu - boli - łzy znów nabrały mi się do oczu.
- Już nigdy Cię nie zostawię - szepnął mi do ucha. Zaczął wycierać swoją koszulką krew z mojej twarzy.
- Co za szmaty, jak mogli tak potraktować kobiety - Cook nie wiedział co myśleć, słyszałam jak złość i smutek wydobywa się z jego ust - Proszę powiedźcie, że prócz tego nie podjęli się czegoś więcej.
Alice milczała, wtulając się w Dylana. Czułam ogromną pustkę wiedząc, że mało brakowało, a mnie też by zgwałcili i wiedziałam, jak bardzo musiała to przeżywać. Mimo wszystko, wiedziałam też, że była mi wdzięczna za to, że nie była sama, a zarazem cholernie zła na siebie.
- Kurwa Alice, krwawisz - Dylan spanikowany spojrzał na jej spodnie - co on Ci kurwa zrobił?!
Zaczęłam płakać, pękło we mnie wszystko co najgorsze. Chciałam, żeby to był tylko sen. Joe mocno mnie przytulił i spytał cicho - Emily, powiedz, że Ciebie to nie spotkało - słyszałam w jego głosie mocne rozdrażnienie.
- Nie - lekko wydobyłam to ze swoich ust, wszystko mnie tak cholernie bolało. Chciałam zniknąć i nie pamiętać o tym wszystkim. Joe pocałował mnie w czoło, a łza spływająca po jego policzku, przeniosła się na moją twarz.
Gdy dojechaliśmy do domu Dylana, zaprowadzili nas od razu do salonu. Dylan poszedł po apteczkę i zaczęli dokładnie opatrywać nasze rany. Czułam, że ta sytuacja nie może dojść do policji, dlatego nie zadzwonili po pogotowie. Ja też tego nie chciałam. Całe szczęście rany nie były niebezpieczne, więc dało rade je opatrzeć.
Alice leżała odwrócona do wszystkich tyłem i milczała. Słyszałam tylko jej płacz, który uderzał w moje serce.
Joe cały czas był przy mnie. Gdy dokładnie zajął się moimi ranami, spojrzał na mnie i stanowczo powiedział - jedziemy do mnie, musisz dojść do siebie. Nic nie odpowiedziałam, ale wolałam to, niż siedzenie ze wszystkimi i słuchanie paniki Dylana, który był świadomy, że to wszystko przez jego lewe interesy. Znowu wszystko przez narkotyki. Znowu.
- Jutro się zobaczymy, teraz wszyscy musimy ochłonąć - Joe rzucił w ich stronę i wziął mnie na ręce. Wsadził do auta, zapalił je i odjechaliśmy. To kolejny raz, kiedy chcę zapomnieć o istnieniu tego dnia. Chcę, żeby się skończył. Czy ja musze płacić zawsze za czyjeś błędy? To jest jakiś kurewski obłęd.


*****

Akcja się rozkręca, jestem zadowolona i mam nadzieję, że w końcu jakaś dusza doceni moją pracę!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Buziaki, do następnego :)

2 komentarze: