czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział II

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Dylana.

Pomieszczenie było całe zadymione, śmierdziało papierosami, a w powietrzu unosił sie zapach marihuany. Wszyscy siedzieli w ogromnym salonie, wyłożonym marmurowymi, białymi kafelkami. Salon był połączony z kuchnią, więc dojście po zimny alkohol i jedzenie do lodówki był błyskawiczny. Dylan do najbiedniejszych nie należy, jego rodzice mieszkają w Miami. On zaś wyleciał do Londynu, bo od zawsze to było jego marzeniem. Dla niego inne miejsca to "syf i bieda", on potrzebuje miejsca, w którym będzie mógł pozwolić sobie na bycie kimś. Takie słowa na temat jego życia często padają w naszym towarzystwie, a on sam nie ma problemu z mówieniem o tym otwarcie.
Kate była już po kilku browarach, Alice spaliła kilka jointów, a goście jak to goście, ich metod działania na imprezie komentować nie trzeba. Robią co chcą i robią wszystko, co jest zakazane. Taka zasada często tyczy się też mnie, jednak trochę inaczej do tego podchodzę. Patrząc bacznie na bawiących się ludzi w dużym pomieszczeniu, stwierdziłam, że muszę się doprowadzić do jakiegoś stanu. Jednak trochę zioła i piwo to za mało jak na mnie. Poszłam w stronę lodówki, gdzie obok siedzial Joe i pisał coś na telefonie. Otworzyłam lodówkę i wyciagnęłam dla siebie połówkę czystej wódki. Wzięłam również colę i cytrynę, po czym zabrałam się za robienie drinka.
- A Ty co? impreza i siedzisz na telefonie? - rzuciłam w stronę Joego, który namiętnie wystukiwał palcami w ekran telefonu - jeśli kocha, to poczeka - dodałam, śmiejąc się. Joe spojrzał na mnie, zmierzył mnie dokładnie z góry na dół i zatrzymał swój wzrok na moim.
- Gdybym pisał z dziewczyną, nie miałbym problemu z tym żeby odłożyć telefon. Chyba, że byłaby tego warta, a na taką jeszcze nie trafiłem - odparł, po czym sięgnął po wódkę którą trzymałam w ręce i dolał sobie do swojego soku.
- Hm, skoro tak mówisz - mruknęłam pod nosem i przystawiłam szklankę do ust, po czym nasączyłam usta i duszkiem wypiłam. Odkładając szklankę popatrzyłam na niego i obdarowałam promiennym uśmiechem - no dawaj, Joe.
- Mówisz i masz, twoje zdrowie Ems - powtórzył moją czynność i jeszcze raz doładnie zmierzył mnie swoimi brązowymi oczami.
- Zawsze jesteś taki posłuszny? czy to tylko po to, bym Cię polubiła? - zażartowałam - ze mną nie jest tak łatwo - dodałam odpalając szluga i zaciągając się wypuściłam dym w jego stronę.
- Jeszcze zobaczymy, czy tak łatwo z tobą nie jest - drwiącym głosem spojrzał na moje usta i odpalając papierosa zaśmiał się cicho pod nosem.
- Lubisz być czasem pewny, co? - uśmiechnęłam się i wyszłam z pomieszczenia. Idąc, poczułam jak mocno łapie mnie za rękę i wstając przybliża do siebie. Nasze twarze dzieliła odległość kilku centymetrów. Poczułam się niekomfortowo, ale pewnie. Całe wnętrze wypełniło ciepło, jednak spojrzenie nie dawało po sobie żadnego znaku.
- Oj Emily, jeszcze wspomnisz moje słowa - zaśmiał się, po czym puścił moją dłoń i wyprzedzając mnie poszedł do reszty.
W pomieszczeniu był Cook, Tommy, Maxie i Kate. Pytanie gdzie Alice i Dylan? Znowu postanowili zająć się sobą w jego sypialni?
- A Ty co Emsy, dzisiaj pijesz w swoim świecie, czy z nami? - rzucił śmiejąc się Maxie - chodź skarbie, mam dla Ciebie dobrą bletę - uśmiechnął się wiedząc, że nie pogardzę. Podeszłam do niego i chętnie skorzystałam z tego, co dla mnie ma.
- A dla mnie coś masz, stary? - padło pytanie ze strony Joego, który siedział z bananem na ryju patrząc się w naszą stronę.
- Dla Ciebie wszystko, honey - zaśmiał się i rzucił towar w stronę Joego.
- Dzięki - zbił z nim żółwia i zajął się tym, czym dostał zresztą, podobnie jak ja.
Po upływie czasu zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. W takich momentach zwykle idę gdzieś sama, lubię być sama. Nienawidzę ludzi, kocham ich tylko wtedy gdy czuję, że ich naprawdę potrzebuję. Weszłam po schodach od strony strychu Dylana. Stwierdziłam, że nikt tam nie przyjdzie bo są za bardzo zrobieni. Siedziałam w ciemności i śmiałam się sama do siebie, myśląc o swoim życiu. Czułam się taka samotna i nieszczęśliwa, a zarazem miałam poczucie najlepszego stanu na świecie. Patrzyłam się w ono zza którego było widać pełno gwiazd. Zamknęłam oczy i mocno zaczęłam kołysać się na boki, zapominając o wszystkim innym. Nagle poczułam mocny uścisk na ramieniu. Odwróciłam się, a on przyciągnął moją twarz do swojej. Spojrzałam mu głęboko w oczy i ujrzałam Joego. Co on robi? Przecież dopiero co się poznaliśmy, nie zna mnie. Nie ma prawa mnie tak dotykać, łapać i napadać. Z jednej strony czułam mocne podenerwowanie, ale z drugiej chciałam coś poczuć. Joe był bardzo przystojny i pociągający, a ja lubiłam czasem, po prostu poczuć coś innego.
- Co Ty robisz? - szepnęłam, patrząc się mu prosto w oczy.
- Mam na Ciebie ochotę i wiem, jak bardzo Ty ją masz - byłam w szoku, pierwszy raz miałąm taką sytuację. Pierwszy raz usłyszałam coś takiego od osoby której nie znam, a stan w jakim byłam sam wybrał drogę, którą w tym momencie powędrowałam. Joe ściągnął ze mnie bluzę, całując każdą część mojego ciała. Gwałtownie przybliżył mnie do siebie i robił wszystko z coraz większą siłą. Jedyne co mnie zdziwiło, ale wtedy o tym nie myślałam to to, że nie pocałował mnie ani razu w usta, a jego wzrok nie był wpatrzony w moje oczy. Wtedy niosła mnie chwila, nie wiedziałam co robię. Czułam jedynie stan mocnego uniesienia. Ściągnął moje spodnie, gładził moje uda i rozebrał resztę bielizny. Ja ściągnęłam jego koszulę i całowałam namiętnie umięśniony tors. Joe przycisnął mnie do podłogi i położył się na mnie z taką siłą, że czułam jakbym była w zupełnie innym świecie. Nie chciałam kontaktować, chciałam żyć chwilą.
- Chcę to poczuć - szeptałam sama do siebie - chcę czuć - powtarzałam.
Przebudziłam się całkowicie ubrana po upływie kilku godzin. Byłam sama, nie wiedziałam do końca czy to był sen, czy nie. Na zewnątrz było już ciemno, a z dołu dochodziły odgłosy imprezy. Zdziwiłam się, że zasnęłam, że jestem ubrana. Nie wiedziałam co mam myśleć i czy miałam zwidy, czy byłam aż tak zrobiona, czy może to wszystko to była prawda. Zeszłam na dół i rozglądając się wokół tłumu nieznanych mi ludzi szukałam wzrokiem Joego. Kiedy go dostrzegłam, myślałam, że zwymiotuję. Obściskiwał się z jakąś inną laską. Podeszłam do niego i prosto w twarz zadałam pytanie - to się stało naprawdę?
- Tak Emily - odparł śmiejąc się mi prosto w twarz - podszedł do mnie i wyszeptał do ucha - sprawdzałem, jak bardzo łatwa jesteś - uśmiechnął się lekko i pokręcił wątpiąco głową. Stałam w bezruchu i patrzyłam się przed siebie, nie chciałam tego usłyszeć. To był przypadek, w takim stanie robi się tyle głupich i niekontrolowanych rzeczy. Nie chciałam tego, a zarazem chciałam. Czułam, że go pragnę. Nie chciałam już tu być, szybkim i nerwowym krokiem zaczęłam szukać Cooka. Potrzebowałam go właśnie teraz.
- Cook! Cook! - widząć go na schodach od razu zaczęłam krzyczeć - proszę Cię, chodź tu!
- Co jest, Ems? - Cook był już zrobiony, ale widział łzy w moich oczach.
- Weź mnie stąd, proszę - wtuliłam się w niego, sama nie wiedząc co robię.
- Spokojnie Emily, kurwa, spokojnie - szeptał mi prosto w twarz głaszcząc po głowie - chodź, idziemy - wziął mnie za rękę i wyszedł ze mną poza budynek. Szliśmy długą drogą, a ja nie chciałam z nim zamienić ani słowa. Pytał o co chodzi, co się stało, ale bez odpowiedzi. Po piętnastu minutach drogi zatrzymał się i zirytowany zaczął do mnie krzyczeć - wyciągnęłaś mnie kurwa z imprezy, a nawet słowa nie powiesz?
- Bo ja.. Cook.. jestem taka głupia - z zażenowaniem mówiłam.
- Co jest? - podszedł do mnie i patrzył się z niedowierzeniem, że z moich ust to pada.
- Byłam tak zrobiona, te bletki od Maxa zadziałały tak szybko i mocno - ciągnęłam - No i wtedy Joe się pojawił i.. - przerwał mi.
- Przecież dopiero go poznałaś - mówił podniesionym tonem - Emily, ale zjebałaś.. a miałem Ci powiedzieć, że mu się spodobałaś - dodał załamanym głosem.
Nie powiedziałam już ani słowa, chciałam iść do domu. Objęłam go w pasie i mocno tuląc jego tors szliśmy pod mój dom. Gdy doszliśmy, Cook wycałował moje czoło i odchodząc powiedział - jutro pogadamy, śpij dobrze - i po chwili zniknął w ciemnej uliczce, gdzie jedynie światło padało z latarni.
Weszlam na górę do swojego pokoju, zdjęłam spodnie i buty. Bluza była mocno przesiąknięta perfumami Joego, nie chciałam jej ściągać. Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam co myśleć, co czuć. Czułam jedynie, że muszę wytłumaczyć to wszystko Joemu. On teraz myśli, że jestem zwykłą szmatą. Nie chcę tego, nie chcę być traktowana jak jedna z lasek, które zaliczył. Myśląc o wszystkim zasnęłam, wpadłam w tak głęboki sen, że nawet żaden zły sen nie był w stanie mnie przebudzić. Chciałam, żeby ten dzień się już skończył, a w końcu ja zawsze mam to, czego chcę. Tylko czy to ma sens?


 *****


Nie wierzę sama, ale miałąm wenę i napisałam kolejną notkę! czytajcie poprzedni rozdział i do następnego :) xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz