sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział IV

Redbridge, Londyn zewnętrzny.
*Dom Joego.

Znajdowałam się w małym, oświetlonym pomieszczeniu. Białe ściany, panele i brak czegoś przytulnego w tym pokoju doprowadzały mnie do szału. Pokój Joego był taki prosty i sztywny, conajmniej jakby spędzał w nim jedynie noce i poranki. Najwyraźniej tak też było. Siedziałam oparta o ścianę na jego łóżku i rozglądałam się niepewnie po pomieszczeniu. Kiedy wrócił z kuchni niosąc ciepłą herbatę, mój wzrok automatycznie utkwił na jego sylwetce. Miał na sobie jedynie spodnie, a jego tors był nagi. Widząc, jak mu się przyglądam, lekko uniósł kąciki ust ku górze i skierował kubek herbaty w moją stronę.
- Masz, pij - uśmiechnął się niepewnie i usiadł po drugiej stronie łóżka. Wciąż się na mnie głęboko patrzył bezradnym spojrzeniem - lepiej?
- Dziękuję, za dziś i za to niańczenie mnie, to jest niepotrzebne - odparłam obojętnie.
- To ja będę decydował, co jest potrzebne, a co nie - dodał, lekko opierając się o oparcie krzesła. Odpalił papierosa i zaciągał się nim, patrząc w sufit.
- Masz rodzeństwo? - spytałam po upływie krótkiego czasu niezręcznej ciszy.
- Miałem, brata - odparł obojętnie patrząc przed siebie.
- Co się z nim stało? - tego typu pytania były dla mnie normalne, zwłaszcza jeśli chodzi o sytuacje, na które nie mamy często wpływu. 
- Aż tak Cię to kurewsko interesuje? - podniósł ton i splunął ślinę w drógą stronę. Poczułam odruch wymiotny nie dlatego, że splunął w moim towarzystwie, ale jego ton głosu był tak agresywny, że aż odechciało mi się cokolwiek słuchać - był ćpunem, to wszystko - dodał.
- Rozumiem, Melanie też ćpa - dodałam, a mój wzrok zatrzymał się w podłodze - ćpa od zawsze - wyciszonym tonem dodałam i czułam, jak moje ciało zaczyna się terepać.
- Kim jest Melanie? - Joe wstał i usiadł obok mnie - twoją siostrą? - dodał ze zmartwieniem.
Nic nie odpowiedziałam, wtuliłam się w jego tors i zamknęłam oczy. Łzy spływały po moich policzkach. Czułam, jak jego dłoń bawi się moimi włosami. Ta sytuacja automatycznie spowodowała, że zasnęłam. 
Obudziłam się rano, byłam lekko zdezorientowana. Byłam sama na łóżku, a na dole spał Joe, rozłożony na materacu. Przeglądnęłam się w ekran telefonu, twarz miałam lekko napuchniętą. Obok mnie na komodzie leżał poskładany w kostkę ręcznik i żel, co dało mi znak, że to dla mnie. Poszłam do łazienki i wzięłam ciepłą kąpiel. Joe miał dużą wannę, na której leżała popielniczka. Był to kolejny znak, że mogę tu zapalić. Relaksując się w wannie, zaciągałam się szlugiem, którego dym powoli obejmował całe moje płuca. Po chwili usłyszałam, jak Joe podchodzi do drzwi.
- Nie przypal nic tym petem - rzucił w moją stronę, widziałam przez szybę jedynie jego odbicie - chcesz omleta? - dodał, a w jego głosie słyszałam ciepło i spokój. To nie może być prawdziwy Joe - pomyślałam.
- Obojętne - odpowiedziałam podnosząc lekko ton głosu. Wyszłam z wanny i owinęłam się w ręcznik. Przez długi czas stałam i wpatrywałam się w lustro. Czułam obrzydzenie sobą. Nie chciałam się na siebie patrzeć, bo przypominałam mi Melanie. Niszczycielkę mojego życia, a zarazem największą miłość. Ubrałam spodnie, owinęłam ręcznikiem włosy i zarzuciłam bluzę Joego, którą miałam pod ręką. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie unosił się zapach świeżych omletów i dżemu wiśniowego. 
- Mmm - mruknęłam i usiadłam wpatrując się w zaspanego Joego.
- Jak się spało? - odparł, nie zwracając na mnie szczególnej uwagi - bo mnie kurewsko bolą plecy.
- Przepraszam, nie planowałam tego - czułam się trochę głupio, jednak zaraz po tym zobaczyłam jego uśmiech skierowany w moją stronę, który trochę rozluźnił moję napięcie.
- Dzięki, Joe - dodałam.
- Nie ma sprawy, jedz - odpowiedział, po czym usiadł i wziął się za jedzenie swojego omleta.
- Nie spodziewałam się, że to właśnie Ty będziesz chciał mi w jakiś sposób pomóc - rzuciłam niepewne spojrzenie w jego stronę.
- Poczułem się zobowiązany, mimo świadomości, że twoje zachowanie nie jest do końca spowodowane tym, co się wydarzyło ostatnio - odpowiedział zmieszany - ale czuję, że czasem potrafię nie być skurwielem, szczególnie wobec Ciebie.
Nie powiedziałam już nic. Wstałam i uśmiechnęłam się lekko do niego, jednak mój wzrok wciąż był pełen goryczy, smutku i pustki. Joe wstał za mną, wziął z pokoju moje rzeczy i pociągnął mnie bez słowa za sobą. Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę jego auta - odwiozę Cię do domu - dodał, zapalając czerwonego Land Rovera. Przez całą drogę milczeliśmy. Zaciągając się jedynie na zmianę papierosami, to była nasza jedyna rozmowa w tym momencie. Dym unoszący się w środku samochodu delikatnie drażnił moje oczy, przymykałam je i odczuwałam dziwną wolność. Czułam Joego i to, jak bardzo od wczoraj dażył mnie swoim wsparciem. Mimo wszystko, po prostu pojawił się w moim życiu i pokazał, że jest na odpowiednim miejscu. Gdy byliśmy już pod moim domem spojrzałam na niego i wysłałam w jego stronę głębokie spojrzenie w ramach podziękowania. On odwzajemnił to uśmiechem i opuszkiem palca przesunął po mojej twarzy - nie ma za co, Emily. Grunt, żebyś nie straciła gruntu pod nogami - dodał sprawiając, że jego słowa na długo pozostały w moich myślach. 


*****


Wena nie odstępuje ode mnie mimo tego, że jeszcze nikogo tutaj nie ma. Jednak wierzę, że szybko się to zmieni :) xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz